Dawno, dawno temu, a może i nie, na pewnej pięknej planecie, błękitnej jak niebo i zielonej jak najbardziej soczysta trawa, zamieszkał smok. Skąd się wziął? Jak dotarł na ten ląd odległy? Nikt nie wiedział. Ale też nikt nie miał czasu się nad tym zastanawiać, bo smoczysko – nadzwyczaj dokuczliwe – wnet wywołało u wszystkich mieszkańców planety strach ogromny.
Wiedzieć Wam trzeba, że smok ten był wyjątkowo niepozorny – maleńki zupełnie. Tak tyci, że gołym okiem zobaczyć się go nie dało, tylko przez lupy specjalne, które wszystko co tycie powiększały do niezwykłych rozmiarów. I właśnie dzięki tym lupom czarodziejskim udało się dostrzec, jak smok ten wyglądał. Miał on kształt dziwaczny jak na smoka, bo był jak kulka, ale kulka nie gładka i miła, lecz kolczasta niczym jeż. Trochę to wyglądało, jakby kulkę otoczyła korona jakaś. Dlatego też mieszkańcy planety nazwali smoka Korona-Smokiem. Jak już Wam mówiłem, smoczysko malutkie było zupełnie, ale mimo tego groźne i nieprzyjemne. Miało ono bowiem paszczę, z której wcale nie ogniem zionęło, ale mniejszymi jeszcze kulkami-smokami, które po całej planecie fruwać zaczęły. I jeśli do czyjej buzi, nosa albo oka kulka taka smocza wpadła, wnet nieszczęśnik ten zaczynał chorować – kichać i kaszleć, a z oczu to nawet co niektórym łzy płynąć zaczynały. A co gorsza, ten, kto kichał i kaszlał, sam smoki ze swojej buzi wydobywał, innych zarażając. Dobrze rozumiecie, drogie dzieci, że nikt chorować nie lubi i każdy przed chorobą się chronić próbuje. Ale jak tu się chronić, kiedy takiego smoczego choróbska nijak wypatrzyć się nie da?
Oj zaczęli się wszyscy królowie z tej planety zastanawiać wspólnie, jak smoka pokonać. Długo radzili, długo dyskutowali. Aż ich wszystkich głowy rozbolały:
- Może by tak grzecznie smoka poprosić, żeby sobie odleciał? – powiedział pierwszy władca. Tak też uczynili. Ale smoczysko – gdzie tam – nigdzie się nie zamierzało wybierać.
- A może go wystraszyć tak mocno, że sam ucieknie gdzie pieprz rośnie? – zaproponował drugi król. Jednak smoczysko wcale nie było bojaźliwe, więc najstraszniejszego przestraszenia wcale się nie zlękło.
- No to może przestańmy mówić, zasłońmy sobie oczy i uszy i nosy, żeby smoczysko nijak do naszych organizmów dostać się nie mogło. – powiedział trzeci. Wszyscy popatrzyli na niego zdumieni i odrzekli:
- To jest myśl!
Ale po chwili zastanowienia uznali, że przecież nie da się tak zupełnie nic nie mówić i nie patrzeć, bo wtedy trzeba by było siedzieć tylko w miejscu i się nie ruszać zupełnie. No bo sami sobie pomyślcie, jak można iść gdziekolwiek z zasłoniętymi oczami?
Ale władcy uznali, że faktycznie zakrycie buzi i nosa trochę smokowi utrudni atakowanie wszystkich dookoła. Nakazali więc na całej planecie zakrywać nosy i buzie, podczas rozmów z innymi. Smoczysko, widząc, jak się z nim walczyć próbuje jeszcze bardziej się wściekło i z jeszcze większym zapałem zaczęło atakować. Władcy bardzo się zmartwili, ale w walce ze smokiem nie ustawali. Nakazali, żeby wszyscy mieszkańcy planety pozamykali się w swoich domach i tam czekali, aż najwięksi mędrcy wymyślą sposób na pokonanie stwora niedobrego. Siedzieli więc wszyscy w swoich domach. A tymczasem medycy z całej planety zaczęli ukradkiem przez lupy ogromne Korona-Smokowi się przyglądać. I razu pewnego jeden z nich, przez przypadek zupełny podsłuchał, jak Smok sam do siebie tak sobie gadał:
„Jestem strasznie strasznym Smokiem,
Który łypie groźnym okiem,
Który wszystkich atakuje,
Cały świat już oblatuje.
I to moja tajemnica:
Strasznie boję się prysznica,
Który dobrze myje ręce,
Wtedy muszę wiać czym prędzej.”
Ale to nie wszystko, co smok wyrecytował (a sami przyznacie, że wierszem to ładnie mówić potrafił):
„Jeśli blisko obok siebie
Stają inni – nikt z nich nie wie,
Że ja łatwo przeskakuję
I zarazki przekazuję.
Tych, co dalej sobie stoją
Nie dosięgnę mocą moją.”
- Oho! - Krzyknął cichutko ucieszony medyk i pognał czym prędzej przed oblicze władców. I tak im rzekł:
- Wiem już, jak możemy - przynajmniej częściowo - radzić sobie ze smokiem. To, że buzie i nosy zakrywać musimy – to już wszyscy wiemy. Ale jest coś jeszcze.
- Cóż takiego? – zapytali zaciekawieni władcy.
- Trzeba nam odsunąć się od siebie, tak żeby Smoczysko nie mogło przeskakiwać z jednej osoby na drugą, bo jak się okazuje wcale za dobrze skakać nie potrafi. I nawet jeśli sobie na czyimś ramieniu albo nosie przysiadło, to nie da rady przeskoczyć, ani stwory z jego paszczy nie przeskoczą na nikogo, kto na odległość siedmiu dorosłych stóp stoi.
- Cudownie!!! - krzyknęli władcy
- To nie wszystko – rzekł tajemniczo medyk.
- Co jeszcze? Mów czym prędzej!
- Nade wszystko Smoczysko mydła nie znosi. I jeśli kto często ręce myje i rąk brudnych wcale a wcale do buzi nie wkłada – wtedy to już smok zupełnie jest bezradny.
Słysząc to wszystko, władcy nakazali, aby na całej planecie wszyscy takich zasad przestrzegali:
„Na metry dwa od siebie stójcie.
Mydła używać się wszyscy nie bójcie.
Kiedy kaszlemy albo kichamy,
Szybciutko buzię i nos zakrywamy!”
Możecie sobie wyobrazić, jak się Smoczysko wściekać zaczęło, jak jeszcze silniej atakować próbowało, jak groźnie ryczało, kolory i kształty zmieniało, ale nic mu to nie dawało. Patrzcie no, od tego gadania o Korona-Smoku sam wierszem mówić zacząłem.
No ale wiedzieć Wam trzeba, że to nie zakończyło problemów z Korona-Smokiem. Wszyscy czuli, że stworzenie niedobre czai się wciąż i uważać bardzo trzeba, dopóki ktoś w końcu nie wymyśli tak skutecznego sposobu, że smoka zupełne się z planety da wygnać. Dlatego też władcy rozkazali, aby po całej planecie rozesłać rycerzy, którzy strzec będą przed Korona-Smokiem i porządku pilnować – szczególnie tam, gdzie są dzieci. Bo na tej planecie wszyscy w szczególności dzieci kochali i o nie najwięcej się zawsze martwili. Wszędzie więc pojawili się rycerze w zbrojach, ale innych zupełnie niż te, które znacie zapewne z bajek o smokach i pięknych księżniczkach i rycerzach, którzy te księżniczki ratują. Zbroje rycerzy, o których Wam mówię, były równie dziwne, co dziwny był smok: na rękach nosili rękawiczki gumowe, a na głowach przyłbice, które zasłaniały im buzie i nosy niczym szybki. Ci rycerze bowiem doskonale wiedzieli, że jeśli Smoczysko zastanie ich tak przyodzianych, nic nie będzie mogło zrobić, jak tylko ogon podkulić i pójść sobie cicho pochlipując. Tacy wiec dzielnie rycerze na całej planecie stawiali Smokowi czoła. A w tym czasie medycy i inni uczeni w pocie czoła pracowali nad eliksirem, który pozwoliłby ozdrowić każdego, kto przez Smoczysko został zakażony. Ale o tym, jak ciężko pracowali i jak eliksir magiczny wynaleźli – opowiem Wam w następnej bajce.
Dorka: Cudna ❤
Ania: Cudowne opowiadanie Gratuluje..
Micha-El: Smok jest straszny i kolczasty. Ale my go załatwimy! Tylko pomagajmy rycerzom w walce i medykom w wyprawie po eliksir.