Poszedł Kacper raz z Gustawem
Na wycieczkę ścieżką polną.
A że dzień był dosyć ciepły,
Szli przed siebie bardzo wolno.
Naraz Kacper jak nie krzyknie
Tak, że Gustaw aż podskoczy:
„Guciu, Guciu, spójrz nad rzeczkę
Tam się balon brzegiem toczy!
Jaki piękny jest, różowy!.
Choć weźmiemy go ze sobą,
Taki balon w każdej norce
Może piękną być ozdobą”
Ich rozmowę podsłuchiwał
Wietrzyk, który skrył się w trzcinie
Wietrzyk, który pośród zwierząt
Jako wielki hultaj słynie.
I gdy tylko ma okazję,
Wnet psotami się zajmuje.
Wszystkim ciągle płata figle,
Nieustannie szyki psuje.
Wiedząc o zamiarach Kacpra
Na brzeg rzeczki szybko wskoczył,
Dopadł susem balonika,
Który wciąż się brzegiem toczył.
Porwał balon wiatr szalony
I do góry szybko zmyka.
Patrzą smutno myszka z żółwiem,
Jak im balon w chmurach znika.
Już myśleli, że balonu
Nie zobaczą nigdy więcej,
Aż tu nagle ktoś nieśmiało
Trąca skrzydłem Kacpra ręce.
„Jestem Marcel, ptak nieduży,
Ale szybszy od wietrzyka.
Jeśli chcecie, mogę pomóc
W ratowaniu balonika”.
„Ach, Marcelu nasz kochany”- rzecze Kacper i łzy roni -
„Przecież wiatru szalonego
Nikt na świecie nie dogoni”.
Ale Marcel nie zwlekając
Już na skrzydłach mknie do góry.
Minął obłok jeden, drugi
Aż go całkiem skryły chmury.
Patrzą w niebo Kacper z Guciem.
Nasłuchują bacznie w ciszy,
Ale żaden nic nie widzi.
Żaden również nic nie słyszy.
Już się martwić zaczynali,
Że się zgubił gdzieś Marceli.
Aż tu nagle niespodzianie
Na tle nieba go ujrzeli.
Leci do nich jakże szybko
W dziobku trzyma sznurek lniany,
Do którego balon Kacpra
Został mocno przywiązany.
"Proszę, to twój skarb różowy"Mówi Marcel do Kacperka,
"Ach, Marcelu ukochany,
Tylko jedno rzec ci mogę:
Gdy w potrzebie kiedyś będziesz,
Bardzo chętnie ci pomogę."
"Mój Kacperku, to był drobiazg.
Cieszę się, gdy pomóc mogę,
Ale teraz na mnie pora.
Muszę ruszać w swoją drogę."
Uściskali się serdecznie
Życząc sobie szczęścia wiele
I cieszyli się, że właśnie
Są z nich nowi przyjaciele.